Wkrótce referenda w sprawie marihuany w USA

W listopadzie br. w stanach: Waszyngton, Oregon i Kolorado odbędą się referenda, w których obywatele wypowiedzą się na temat legalizacji marihuany. Sondaże przeprowadzane we wszystkich stanach pokazują, że ponad połowa dorosłych Amerykanów opowiada się za zmianą restrykcyjnego prawa w kwestii konopi.

Ocenia się, że w USA może być od 20 do 30 milionów użytkowników marihuany. Nagminnie nieprzestrzegane prawo, to złe prawo. Okazuje się, że prohibicja marihuany (używki mniej szkodliwej niż alkohol) przyczynia się jedynie zamykania ludzi w więzieniach, kosztów ponoszonych przez społeczeństwo i wzbogacania mafiosów. Prohibicja nie powstrzymuje jednak obywateli od palenia…

Mieszkańcy Kolorado już w przyszłym miesiącu wypowiedzą się na temat możliwości wprowadzenia poprawki (Amendment 64 The Regulate Marijuana Like Alcohol Act 2012), na mocy której marihuana byłaby traktowana jak alkohol. Jej sprzedaż byłaby objęta akcyzą, produkcją mogliby zajmować się jedynie zarejestrowani producenci, wprowadzony byłby też zakaz jej sprzedaży nieletnim poniżej 21 roku życia.

Nie ma jeszcze propozycji jak „trawka” zostanie opodatkowana, jak zostanie rozwiązana kwestia hodowli na własny użytek i jak po legalizacji zachowywać się będą nowopowstali producenci komercyjnej marihuany. Spekuluje się, że lobbowaliby za wprowadzeniem drakońskich kar za hodowanie bez licencji, np. jednego krzaka konopi w domu. Wielu Amerykanów uważa, że lepszym rozwiązaniem byłaby tylko dekryminalizacja używki, pozwalająca na uniknięcie niechcianych efektów w postaci powstania grup lobbystów podobnych do koncernów tytoniowych i alkoholowych.

Sprawa może też „umrzeć”, jeśli w nadchodzących wyborach wygra Mitt Romney – zwolennik polityki „zero-tolerancji”, tym bardziej, że głośno mówi się o jego powiązaniach ze sprywatyzowanym systemem penitencjarnym w Stanach Zjednoczonych…
Na więzieniach dobrze się zarabia.

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

Więcej :
http://abcnews.go.com/blogs/politics/2012/06/marijuana-legalizers-turn-to-colorado-washington-in-2012

http://www.gallup.com/poll/150149/record-high-americans-favor-legalizing-marijuana.aspx

http://hightimes.com/news/mike_hughes/7152

http://www.regulatemarijuana.org/s/regulate-marijuana-alcohol-act-2012

http://www.rollingstone.com/politics/blogs/national-affairs/pot-legalization-is-coming-20120726

 

Unijna zapomoga dla brytyjskich arystokratów

Wspólna Polityka Rolna (WPR) Unii Europejskiej jest „pomocowym programem dla brytyjskich arystokratów” – jak twierdzi News Statesman*. Przeciętne brytyjskie gospodarstwo domowe łoży na rzecz unijnej WPR – 245 funtów rocznie, z których większość trafia do kieszeni najbogatszych brytyjskich właścicieli ziemskich. Program WPR stworzony oryginalnie z myślą o wspieraniu małych gospodarstw rolnych oraz zmniejszaniu uzależnienia Europy od importu żywności, stanowiący  ponad 40% (55 mld euro) całego budżetu UE, stał się funduszem pomocowym … dla eurosceptycznej arystokracji.

Unijne dopłaty „wyznacza” powierzchnia terenu, a nie sytuacja materialna ubiegającego się o dotację, są zatem paradoksalnym instrumentem działającym na zasadzie – im więcej masz, tym więcej dostajesz. Europejska definicja rolnika nie wymaga od niego prowadzenia produkcji żywności, czy produktów rolnych, adresaci dofinansowania płaceni są w rzeczywistości tylko za to, że posiadają ziemię, nawet gdy jej nie uprawiają. 

The New Statesman uzyskał zgodnie z unijną polityką transparentności dane od brytyjskiego Departamentu ds. Środowiska, Żywności i Spraw Wsi – za ubiegły rok – o największych dotacjach „obszarniczych”, na które złożyły się de facto miliony europodatników.

Największym indywidualnym brytyjskim beneficjentem w 2011r. był Sir Richard Sutton, któremu zostało wypłacone 1.7 mln funtów za Settled – 6.500 akrową nieruchomość. Dalej plasuje się Książę Westminster, multimiliarder, który otrzymał 748.716Ł  z tytułu posiadania farm w Grosvenor. Następni są: Hrabia Plymouth z 675.085Ł, Książę Buccleuch z 260.273Ł, Książę Devonshire z 251.729Ł i Książę Athollu z 231.188Ł.

Ubiegły rok był również lukratywny dla panującej rodziny Windsorów. Królowa otrzymała od UE 730.628 Ł, Książę Karol odnotował na koncie 127.868Ł. Dotację z Unii w wysokości 273.905Ł otrzymał także Książę … Arabii Saudyjskiej Bandar bin Sultan – posiadający 2.000 ha w Glympton w hrabstwie Oxfordhire.

Biorąc pod uwagę obecne kryzysowe cięcia w wielu państwach członkowskich UE, powyższe dotacje są przez społeczeństwo odbierane jako socjalizm dla bogatych i kapitalizm dla biednych.
W okresie wyrzeczeń i oszczędności taki stan korporacyjnego dobrobytu nie może trwać, Parlament Europejski postanowił zatem zreformować WPR, ograniczając w państwach członkowskich płatności bezpośrednie do 300.000 euro, przeznaczonych wyłącznie dla aktywnych rolników. Zmiany mają szansę wejść w życie już w 2014 roku. Unia jednak nadal będzie świadczyć pomoc dla właścicieli gruntów, którzy czerpią do 5% swojego rocznego dochodu z działalności rolniczej (szczególnie cenne dla nieuprawiających ziemi), co w rezultacie i tak pozwoli największym gospodarstwom brytyjskim korzystać z eurodotacji. 

Brytyjska Partia Konserwatywna, która z reguły nie szczędzi krytyki wobec brukselskich biurokratów, ze względu na swoje silne powiązania z grupą obszarników ziemskich, w ogóle nie zabiera głosu w sprawie tych paradoksów wynikających z WPR.

Obecna sytuacja oburza jednak Brytyjczyków. W ich powszechnym odczuciu arystokraci… hamują rozwój kraju, bowiem tylko 6% jego terytorium jest do dyspozycji zwykłych obywateli. Reszta należy do arystokracji, która posiada grunty, nie płaci od nich żadnych podatków w kraju, zatem nie ma też potrzeby ich uprawiania do uzyskania przychodów, czy wystawiania ich na sprzedaż, a dodatkowo w bonusie otrzymuje dopłaty rolne z Unii Europejskiej.

Królestwo Wielkiej Brytanii liczy 60 mln akrów, z czego 42 mln to ziemie rolne, 12 mln stanowi obszar środowiska naturalnego (lasy, rzeki, góry) będący w posiadaniu instytucji narodowych i tylko 6 mln akrów to działki o charakterze urbanistycznym, gęsto zaludnione, na których stoją domy, fabryki i biura.

69% brytyjskich ziem jest w posiadaniu mniej niż 1% populacji. 90% ludności mieszka na zaledwie na 5% terytorium. Ta koncentracja jest jedną z podstawowych przyczyn kryzysu na brytyjskim rynku mieszkaniowym. Brak terenów pod budowę z kolei winduje ceny nieruchomości. Brytyjskie mieszkania są najdroższe UE i…. najmniejsze** wśród krajów rozwiniętych.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

*http://www.newstatesman.com/politics/politics/2012/09/aid-aristocrats

**Przeciętna powierzchnia nowobudowanych jednorodzinnych obiektów mieszkalnych:
USA – 214 m2
Australia – 206 m2
Dania – 137 m2
Francja – 113 m2
Hiszpania – 97m2
Irlandia – 88 m2
Wielka Brytania – 76m2

Flandria skręca ostro w prawo

Nacjonalistom z Nowego Sojuszu Flamandzkiego NV-A udało się zamienić lokalne wybory w rodzaj referendum przeciwko federalnemu rządowi Belgii.

14 października br. NV-A odniósł spektakularne zwycięstwo zdobywając ok. 30% głosów. To praktycznie daje tej partii pierwszeństwo na scenie politycznej we Flandrii i w przyszłości szansę na jej uniezależnienie się od Belgii. Najbardziej symboliczne zwycięstwo odnieśli w Antwerpii (drugim co do wielkości mieście w Belgii), która od dziesięcioleci była w rękach socjalistów. W innych flamandzkich miastach jak Ghent, Hasselt i Ostenda lewica nadal utrzymała swoją pozycję.

Nacjonaliści zyskali najwięcej osłabiając inną extremę prawicową – partię Vlaams Belang, która straciła średnio ok. 2/3 poparcia.

W wyborach, które odbyły się w 589 gminach i 10 prowincjach uwagę mediów skupiał przede wszystkim lider flamandzkich nacjonalistów Bart De Wever ( i przyszły burmistrz Antwerpii), który zapowiedział, że po zdobyciu tego ważnego „przyczółka” będzie przygotować frontalny „atak na federację” za półtora roku, kiedy to odbędą się następne wybory do parlamentów regionalnych i federalnego, połączone z wyborami do Parlamentu Europejskiego (w maju lub czerwcu 2014).

De Wever chce uniezależnienia się bogatszej Flandrii, od biedniejszej francuskojęzycznej Walonii. W kampanii wyłaniającej radnych do gmin – atakował więc przede wszystkim rząd federalny, na czele, którego stoi socjalista z Walonii Elio Di Rupo, zwolennik utrzymania jedności Belgii. Lider N-VA wcześniej znacznie przyczynił się do pobicia przez Belgię rekordu świata w „nieposiadaniu rządu” – wielokrotnie odrzucając propozycje różnych kompromisów, w efekcie czego dopiero po 541 dniach po wyborach ustanowiono nowy gabinet.

Na listach wyborczych do rad gmin było też łącznie w Belgii ok. dwudziestu Polaków, których zmobilizowały tutejsze partie polityczne dostrzegające potencjał w licznej, ponad 100 tys. grupie naszych rodaków mieszkających w Belgii. Przeliczyli się. Polacy w ogóle niechętnie chodzą na wybory, nawet we własnej ojczyźnie, w Belgii dodatkowo odstraszała – w moim przekonaniu – rejestracja, po której udział w wyborach staje się obowiązkowy, a absencja karana jest mandatami.

Wszystkie polskie kandydatury przepadły.

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

Bez reklam w TV i billboardów – kampania wyborcza w Belgii

W niedzielę 14 października 2012 r. odbędą się w Belgii wybory samorządowe na szczeblu gminnym. Tutejsze prawo zabrania płatnych reklam wyborczych w radiu, telewizji i na billboardach. Materiały wyborcze nie mogą znajdować się na żadnych komercyjnych miejscach reklamowych. Plakaty wyborcze mogą być wywieszane na specjalnie instalowanych w czasie kampanii tablicach, o ile zgodzą się na to radni…

Rozmiary wyborczych reklam reguluje regionalne prawo urbanistyczne. Wszelkie afisze większe niż 1m2 wymagają specjalnego pozwolenia. Partie polityczne oraz kandydaci nie mogą przekazywać żadnych dotacji pieniężnych podczas oficjalnego 3 miesięcznego okresu kampanii. By uniknąć nielegalnego rozwieszania plakatów np. nocą, afisze można wywieszać tylko w ściśle określonych godzinach. Na prowizorycznych tablicach plakaty zwykle są chronione siatkami, co zabezpiecza je przed zdzieraniem przez konkurentów, (ale już nie przed pryskaniem sprayem).

Finansowanie partii oraz wydatków na kampanie wyborcze reguluje w Belgii ustawa z 4 lipca 1989 r. Jej przyjęcie poprzedziła spektakularna seria politycznych skandali z udziałem korporacyjnych darowizn. Nowa ustawa wprowadziła zasady finansowania partii politycznych z budżetu państwa, w oparciu o wyniki uzyskane w poprzednich wyborach. Dodatkowe finansowanie partii politycznych jest możliwe na poziomie regionów, o ile parlamenty regionalne tak zadecydują, zabrania się jednak korporacyjnych darowizn i ściśle ogranicza darowizny od osób fizycznych. Budżety partii zasilają ponadto tylko składki członkowskie.

Ustawa z 1989 r. ustala również limity wydatków kampanii wyborczych, zarówno partii politycznych jak i kandydatów indywidualnych: 1mln euro dla każdej partii, pułapy dla kandydatów indywidualnych uzależnione są od ich pozycji na liście, lub populacji okręgu wyborczego (w zależności od rodzaju wyborów). Darowizny od osób fizycznych mogą wynosić max. 500 euro rocznie na rzecz jednej określonej partii i ogółem 2.000 euro – na rzecz różnych patii politycznych w skali roku. Partie polityczne i kandydaci muszą składać oświadczenia o wszystkich wydatkach poniesionych na cele kampanii wyborczej w trakcie oficjalnego okresu trwania kampanii, który rozpoczyna się na trzy miesiące przed dniem wyborów.

Mimo jasnego prawa, obecność plakatów wyborczych ciągle wzbudza kontrowersje, podobnie jak ich wielkość oraz lokalizacja. W wielu gminach, walka wyborcza rozgrywa się właśnie o plakaty, tym bardziej, że część z nich w tym roku odmówiła instalacji oficjalnych tablic na plakaty wyborcze (Namur, Braine l’Alleud, Antwerpia). Ich decyzje jednak zaskarżono, w efekcie, czego Rada Państwa uznała takie działanie za niedemokratyczne. Tablice wróciły, teraz ich lokalizacja jest częścią walki wyborczej.

Prawdziwa kampania odbywa się na cyklicznych spotkaniach wyborczych, podczas debat telewizyjnych i w Internecie, w szczególności na stronach internetowych partii politycznych czy blogach.

Wybory w Belgii są obowiązkowe. Mówi o tym Artykuł 62 Konstytucji. Za ich zlekceważenie płaci się kary od 25 do 50 € a nawet 125 € – gdy delikwent po raz kolejny odpuszcza sobie obowiązek wyborczy. Jeżeli wyborca nie pojawi się 4 razy w ciągu 15 lat – zostaje usunięty z listy uprawnionych do głosowania na 10 lat. W tym czasie nie będzie miał prawa do awansu, jeśli jest pracownikiem instytucji publicznej. Ponad 90% Belgów chodzi na wybory.

W brukselskiej dzielnicy, w której mieszkam – Ixelles – walka przed zbliżającymi się wyborami osiągnęła punkt kulminacyjny. Zaczęło się od lokatorki, której wypowiedziano umowę najmu, po tym jak właścicielowi kamienicy, w której mieszkała, nie spodobało się, iż wywiesiła na balkonie baner jednego z kandydatów. Konflikt rozszerzył się o walkę “na witryny małych sklepów”, gdzie sprzedawcy zmuszani są przez niektórych kandydatów, do usuwania plakatów ich konkurentów…

Ponieważ wszyscy obywatele UE w krajach, które zamieszkują, a których nie są obywatelami mają bierne i czynne prawo wyborcze na szczeblu lokalnym i do Parlamentu Europejskiego, wśród tegorocznych kandydatów w wyborach lokalnych do belgijskich rad gmin są także nasi rodacy*, same panie:

1. Magdalena Sikorowska, Saint-Gilles (Lista Burmistrrza)

2. Danuta Żędzian, Saint-Gilles ( Ruch Reformatorski)

3. Beata Kocon, Ixelles (Partia Społeczno-Chrześcijańska)

4. Ewa Chrypankowska, Ganshoren (Lista Burmistrrza )

5. Dorota Dobrzyńska, Bruxelles ( Ruch Reformatorski)

6. Renata Bednarz, Saint-Gilles (Ruch Reformatorski)

7. Jolanta Bogdańska Ixelles (Lista Burmistrrza)

Trzymam kciuki za polskie radne w Belgii.

Z pozdrowieniami z Brukseli

Lidia Geringer de Oedenberg

*http://www.emstacja.eu/pl/polonijne/108-ogolne/565-polskie-kandydatki-i-kandydaci-na-belgijskich-listach-wyborczych

Niekomercyjne udostępnianie plików jest legalne

Przynajmniej w Portugalii. Zdaniem tamtejszego wymiaru sprawiedliwości dzielenie się plikami wpisuje się w powszechne prawo do edukacji, sprzyja uczestnictwu w kulturze i swobodzie ekspresji.

Po kampanii mającej uświadomić społeczeństwu szkodliwe skutki nielegalnego udostępniania plików w Internecie do portugalskiej prokuratury wpłynęło 2000 wniosków złożonych przez członków antypirackiej organizacji ACAPOR o wszczęcie postępowania przeciwko użytkownikom udostępniającym za pomocą programów P2P utwory muzyczne czy filmy. Wnioski nie zawierały jednak danych personalnych internautów, a jedynie adresy IP komputerów, z których pliki były wysyłane. Portugalski prokurator generalny kilka dni temu oświadczył, że sprawa nie może trafić do sądu, ponieważ numer IP to za mało by takie oskarżenie złożyć *.

Co ciekawsze, podkreślił, że dzielenie się plikami w celach nie służących zarobkowi jest legalne, uzasadniając to powszechnym prawem obywateli dostępu do edukacji, uczestnictwa w kulturze i swobody ekspresji.

Co zatem wolno użytkownikowi po przeczytaniu tekstu “wszelkie prawa zastrzeżone, kopiowanie, powielanie i wykorzystywanie bez zgody autora zabronione”?

Polska Izba Książki zaproponowała ostatnio, by na jednej z pierwszych stron każdej publikacji dokładnie wyjaśniać czytelnikom, co jest dozwolone przez prawo autorskie i zamieszczać np taka informację:
„Możesz mnie pożyczyć koledze i rodzinie. Możesz mnie zeskanować, możesz skerować, ale nie jestem przeznaczona do masowej dystrybucji. Pisało, ilustrowało i wydawało mnie sporo ludzi – oni także muszą z czegoś żyć!”

Pomysł spodobał się także polskim prawnikom, którzy na co dzień zajmują się zagadnieniem praw autorskich**:

Od bardzo wielu lat, nie tylko na polskim, ale i zagranicznym rynku istnieje tendencja do czynienia różnego rodzaju zastrzeżeń i ostrzeżeń odnośnie możliwego wykorzystania książek lub wydawnictw płytowych przez osobę, która je nabyła. Służą one, oczywiście w pewnym sensie, jako narzędzie prewencyjne, zapobiegające naruszeniom praw, czyli po prostu tzw. piractwu. Z drugiej jednak strony, taka polityka zakazowa, jeśli chodzi o rozpowszechnione utwory, wprowadza w błąd. Nie jest bowiem prawdą, że osobie, która zakupi książkę lub płytę, wolno ją tylko czytać lub, co najwyżej, odstawić na półkę i podziwiać ją w swoich zbiorach.”

Polskie prawo pozwala na kserowanie książek czy kopiowanie płyt. Ba, pozwala nawet na udostępnianie skopiowanych treści – o ile udostępniamy je rodzinie czy znajomym i nie czerpiemy z tego materialnych korzyści. Doszło jednak do sytuacji, w której wydawcy, by zapobiec piractwu nie mówią całej prawdy w kwestii możliwości wykorzystywania książek bądź płyt. Zaproponowany przez Polską Izbę Książki pomysł mógłby odkłamać wiele istniejących mitów na temat piractwa.

Podczas gdy właściciele praw autorskich bronią bardzo restrykcyjnych przepisów, z drugiej strony istnieje grupa ludzi walczących za liberalizacją prawa, które według nich już nie przystaje do obecnej rzeczywistości. Do tych drugich należy coraz prężniej działająca i  popularna Partia Piratów***.  Jednakże, nie dawno byliśmy świadkami dość paradoksalnej historii, której główną bohaterką stała się znana niemiecka bloggerka z Partii Piratów – Julia Schramm****. Jej publikacja Click Me: Confessions of an Internet exhibitionist, wydana przez Random House, należący do molocha z branży – Verlagsgruppe, została właśnie „spiracona”. Schramm otrzymawszy zaliczkę za książkę w postaci 100 tys. euro, musiała zrzec się na kilka lat praw do niej na rzecz wydawcy. Gdy pirackie kopie publikacji autorki – piratki ukazały się w Internecie Random House szybko poczynił kroki, by je z sieci usunąć…

Widać, że gdy w grę wchodzą pieniądze nawet ci, którzy najgłośniej wypowiadają się na temat wolności w sieci i dostępu do informacji – popierają prawo, wcześniej przez nich określane jako „obrzydliwe” i wydawców porównywanych do „mafii, handlującej treścią.”

Trzymając się jednak litery prawa autorskiego, w czasach, kiedy je tworzono udostępnianie kopii rodzinie czy znajomym (bez czerpania z tego materialnych korzyści) wyglądało inaczej niż dziś. Nie mając definicji, kto jest znajomym możemy myśleć, że jest nim np. każdy kto kliknie „like” na  FB, a może cała społeczność w sieci ?
.
Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

* http://torrentfreak.com/file-sharing-for-personal-use-declared-legal-in-portugal-120927/  ).

**http://www.granice.pl/kultura,polska-izba-ksiazki–kserowanie-ksiazek-jest-legalne,4866

*** http://partiapiratow.org.pl/wiki/index.php?title=Program4

****https://torrentfreak.com/fail-prominent-pirate-party-politician-polices-book-pirates-120918/ 

 

eCall ratuje życie

Od 2015 r. w momencie wykrycia przez czujniki zainstalowane w samochodzie anomalii znamionujących poważny wypadek specjalne urządzenie poprzez sieć komórkową automatycznie przekaże służbom ratowniczym w UE (na numer alarmowy 112) informację o lokalizacji pojazdu.

System będzie mógł być również uruchomiony ręcznie przez naciśnięcie przycisku we wnętrzu auta. Opcja zapewni natychmiastową interwencję służb ratowniczych w najkrótszym możliwym czasie.
Jak wynika z przeprowadzonych badań, poszkodowani lub świadkowie wypadków zwykle z pewnym opóźnieniem dzwonią na numer ratunkowy. Czas dotarcia na miejsce wypadku często decyduje o życiu.

Szacuje się, że dzięki eCall czas dotarcia służb ratowniczych na miejsce zdarzenia skróci się o 40 % w obszarach zabudowanych i nawet o połowę w pozamiejskich. To oznacza w UE nawet rocznie o kilkaset ofiar śmiertelnych mniej oraz zmniejszenie skali obrażeń i urazów psychicznych w przypadku rannych idące w dziesiątki tysięcy przypadków.

System eCall powinien osiągnąć do 2015 r. pełną funkcjonalność we wszystkich państwach Unii Europejskiej a także w Norwegii, Szwajcarii i Islandii. Komisja Europejska wydała 8 września 2011 r. zalecenie wzywające wszystkie państwa członkowskie do dopilnowania, by operatorzy telefonii komórkowej zmodyfikowali i usprawnili działanie sieci w takim stopniu, by system eCall mógł osiągnąć maksymalną sprawność w całej UE (dla celów przekazywania zgłoszeń alarmowych przez zainstalowane w pojazdach systemów pokładowych, bazujących na numerze 112 ).

Zainstalowanie eCall w samochodzie będzie oznaczać dodatkowy koszt ok. 100 euro. Aby chronić prywatność, system w momencie bezczynności nie będzie nawiązywać żadnych połączeń, które mogłoby umożliwiać np. śledzenie pozycji samochodu – uaktywnia się dopiero w momencie wypadku.

Projekt eCall cieszy się wielkim wsparciem Europejczyków: 2006 r. sondaż Eurobarometru pokazał, że ponad 70% obywateli UE chce mieć eCall w swoim samochodzie. Badania pokazują, że nowy system może zmniejszyć od 4 – 15% śmiertelnych ofiar wypadków drogowych, co oznacza ocalenie nawet 2500 osób rocznie.

Przymusowe wdrożenie eCall ma nastąpić do 2015 r. , wtedy wszystkie nowe samochody będą już musiały być wyposażone w nową usługę. Prace na nową regulacją unijną trwają.

W Polsce „Koncepcja systemu 112” została jako dokument przyjęta już przez Radę Ministrów 16 października 2007 r. , zakładając integrację krajowego „112” z eCall oraz automatyczną reakcją na zgłoszenie zgodne z wcześniej opracowanymi procedurami.

Krajowy system powiadamiania ratunkowego będzie korzystał z systemu E112, czyli z platformy lokalizacyjnej zarządzanej przez Urząd Komunikacji Elektronicznej. Będzie wykonywał bezpłatne połączenia ratunkowe, przekazując informacje lokalizacyjne oraz odpowiednio przekierowując połączenia. W naszym systemie przewidziano także powołanie Centrum Nadzoru i Monitoringu Technicznego (CNiMT) oraz Centrum Szkoleniowego (CSz).


Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

 

Zaproszenie

Wrocław, dnia 26 września 2012 r.

 

Z A P R O S Z E N I E

Z upoważnienia zarządów: Związku Weteranów i Rezerwistów WP, Związku Kombatantów RP i Byłych Więźniów Politycznych, Związku Inwalidów Wojennych RP oraz Związku Żołnierzy WP serdecznie zapraszam do udziału w uroczystym uczczeniu 69. rocznicy bitwy pod Lenino, które odbędzie się przy wojskowej asyście honorowej na Cmentarzu Żołnierzy Polskich na Oporowie 12 października 2012 r. /piątek/ o godz. 12.00.

W programie m.in.:

– wystąpienie kombatanta płk dypl. Bronisława Jakimowicza – kawalera Orderu Wojennego Virtuti Militari;

– wręczenie medali Za Zasługi dla Obronności Kraju i Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej;

– złożenie wieńców i wiązanek kwiatów pod pomnikiem.

Z żołnierskim pozdrowieniem.

Wiceprezes Zarządu Głównego

Prezes Zarządu Dolnośląskiego

ppłk rez. mgr Krzysztof Majer

Prawo autorskie do… odsprzedaży

Nie jesteś w 100% właścicielem obrazu, rękopisu, utworu muzycznego, który nabyłeś czy odziedziczyłeś. Jeśli zdecydujesz się go sprzedać musisz podzielić się z swoim dochodem … z autorem. Tak stanowi dyrektywa  z  27 września 2001 ( 2001/84/WE).

Co to oznacza?
Prawo zwane “droit de suite”* daje twórcy i jego spadkobiercom przy każdej odsprzedaży udział w dochodach osoby sprzedającej oryginalny egzemplarz utworu.
Odsprzedażą – jest każda sprzedaż następująca po pierwszym rozporządzeniu egzemplarzem przez twórcę. Droit de suite gwarantuje autorowi oraz jego spadkobiercom otrzymywanie pewnego, określonego w sposób procentowy wynagrodzenia za każdą kolejną sprzedaż dzieła, w przypadku gdy jest ona organizowana przez galerie sztuki, domy aukcyjne, itp.

Zgodnie z postanowieniami ustawy – twórcy i jego spadkobiercom, w przypadku dokonanych „zawodowo” odsprzedaży oryginalnych egzemplarzy utworu plastycznego lub fotograficznego, którego cena sprzedaży jest wyższa niż równowartość 100 euro, przysługuje prawo do wynagrodzenia stanowiącego sumę poniższych stawek:

1) 5 % części ceny sprzedaży, jeżeli ta część jest zawarta w przedziale do równowartości 50.000 euro, oraz
2) 3 % części ceny sprzedaży, jeżeli ta część jest zawarta w przedziale od równowartości 50.000,01 euro do równowartości 200.000 euro, oraz
3) 1 % części ceny sprzedaży, jeżeli ta część jest zawarta w przedziale od równowartości 200.000,01 euro do równowartości 350.000 euro, oraz
4) 0,5 % części ceny sprzedaży, jeżeli ta część jest zawarta w przedziale od równowartości 350.000,01 euro do równowartości 500.000 euro, oraz
5) 0,25 % części ceny sprzedaży, jeżeli ta część jest zawarta w przedziale przekraczającym równowartość 500.000 euro – jednak nie wyższego niż równowartość 12.500 euro.

W przypadku rękopisów dzieł literackich i muzycznych – twórcy i jego spadkobiercom przysługuje prawo do wynagrodzenia w wysokości 5 % ceny dokonanych “zawodowych” odsprzedaży.

Odsprzedażą „zawodową” jest wszelka czynność o charakterze odsprzedaży dokonywana w ramach prowadzonej działalności przez sprzedawców, kupujących, pośredników oraz inne podmioty zawodowo zajmujące się handlem dziełami sztuki lub rękopisami utworów literackich i muzycznych.

Do zapłaty wynagrodzenia posiadaczowi praw autorskich do odsprzedaży – zobowiązany jest ” zawodowy” sprzedawca.

Twórca utworu oraz jego spadkobiercy mogą domagać się od wyżej wymienionego udzielenia informacji oraz udostępnienia dokumentów niezbędnych do określenia należnego wynagrodzenia z tytułu odsprzedaży przez okres 3 lat od dnia jej dokonania.

W Polsce prawo twórcy i jego spadkobierców do wynagrodzenia z tytułu kolejnych odsprzedaży oryginałów utworów plastycznych lub muzycznych obowiązuje od 1994r. Dyrektywa “droit de suite” została wdrożona w ramach nowelizacji ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych w 2006 r. http://eurlex.europa.eu/LexUriServ/LexUriServ.do?uri=DD:17:01:32001L0084:PL:PDF

W tym roku po raz pierwszy odbywają się konsultacje dotyczące skutków jej wdrożenia. Wyniki poznamy pod koniec roku.

Jeśli jesteś twórcą, który za młodu sprzedał  “za obiad” swój obraz czy wiersz, nieoczekiwanie może ci teraz wpaść 12 500 euro…

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

*Droit de suite, the artist’s resale right – czyli prawo ciągłości, potocznie zwane jest prawem odsprzedaży.