Prawo do bycia zapomnianym

Delegacja Stanów Zjednoczonych podczas niedawnej wizyty w Parlamencie Europejskim w Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE) nie traciła czasu na uprzejmości. Po wygłoszeniu krótkiej mowy na temat transatlantyckich więzi, amerykańscy dyplomaci od razu przystąpili do ataku.

Powodem ich niezadowolenia była propozycja wprowadzenia w krajach Wspólnoty ujednoliconego prawa chroniącego dane osobowe. Bruce Shwartz z Departamentu Sprawiedliwości stwierdził, że nowelizacja przyczyni się do wzrostu przestępczości oraz zagrozi globalnemu bezpieczeństwu, natomiast Cameron Kerry z Departamentu Handlu ostrzegł, że regulacja uderzy w gospodarkę i spowoduje likwidację wielu miejsc pracy…

Krytyka wobec propozycji nowego prawa UE ze strony amerykańskiego rządu wyraźnie nasiliła się po tym jak Komisarz Viviane Reding zaprezentowała projekt zmian mających wprowadzić ulepszone standardy ochrony danych osobowych. Nowa regulacja ma zastąpić dyrektywę z 1995 r., która nie jest już w stanie sprostać wyzwaniom dzisiejszej cyfrowej rzeczywistości. Przyczynkiem do zmian stały się liczne skandale związane m.in. z handlem danymi użytkowników Internetu.

Europejczycy powinni mieć prawo do „bycia zapomnianym” w sieci.

Propozycja bardzo popularna wśród obywateli, w ogóle nie jest na rękę potentatom internetowym typu Facebook czy Google. Niedawne zmiany w polityce prywatności Google – ostro skrytykowane przez 30. europejskich rzeczników ds. ochrony danych osobowych prowadzą do niekontrolowanego przetwarzania danych osobowych bez wyraźnej zgody użytkowników, szczególnie w odniesieniu do korzystania z serwisów YouTube i Gmail. Poza tym firma Google – jak udowodniono, przechowywała bez zgody użytkowników informacje zawarte w cookies oraz te dotyczące stron odwiedzanych przez użytkowników, nawet z okresu dwóch lat wstecz.

Lobbyści internetowych gigantów są najbardziej niezadowoleni z tego, że nowe unijne prawo kategorycznie zakazałoby wszelkiego przetwarzania danych użytkowników, jeśli ci nie wyraziliby na to zgody – co zahamuje ich zdaniem – rozwój tzw. personalized advertising, czyli sposobu selekcjonowania pojawiających się reklam w witrynach internetowych na podstawie indywidualnych preferencji czy zainteresowań konkretnego użytkownika, tworzonych dzięki zebranych o nas danych.

W czym leży problem?

Za każdym razem, kiedy używamy telefonu komórkowego lub gdy wysyłamy e-mail, część naszych danych jest przechwytywana i przetrzymywana przez okres 6-24 miesięcy. Co prawda od 2006 r. unijna dyrektywa w sprawie zatrzymywania danych wymaga od państw członkowskich by „kolekcjonowały” wyłącznie dane na temat przesyłu, a nie treści wiadomości, jednak w praktyce rządy obligują swych narodowych usługodawców do identyfikowania komunikatu, źródła, celu i lokalizacji przekazu.

Nowe proponowane unijne prawo ma zastąpić obowiązującą w Polsce Ustawę o Ochronie Danych Osobowych z 29 sierpnia 1997 r. i ujednolicić systemy ochrony danych w całej Unii Europejskiej. W założeniu ma być rozwiązaniem wprowadzającym właściwy balans między ochroną jednostki a swobodnym przepływem danych. Jeśli plan KE zostanie wdrożony w życie, w całej Wspólnocie będzie obowiązywało to samo prawo.

Komisja chce rozporządzenia a nie „słabszej” prawnie dyrektywy, by uniemożliwić wprowadzenie zmian do projektu na szczeblach narodowych. W regulacji w sposób jasny określa się zakres typów danych, które mogą być zachowywane, minimalne normy dotyczące dostępu i korzystania z nich, zabezpieczenia ich przechowywania oraz spójne podejście do zwracania kosztów operatorom przechowującym dane.

Według Komisarz Reding na harmonizacji prawa skorzystają nie tylko konsumenci, ale także firmy, które będą miały jasne i równe zasady konkurencji. Amerykańscy potentaci internetowi twierdzą wręcz przeciwnie. Ledwo zarys projektu ujrzał światło dzienne Peter Fleisher przedstawiciel Google napisał na swoim blogu, że prawo do bycia zapomnianym to narzędzie do wprowadzania cenzury w sieci.

Faktem jest, że to nowe prawo – zawarte w art 17. proponowanego rozporządzenia – do usunięcia przez użytkownika wszelkich informacji o sobie kiedykolwiek zamieszczonych w sieci – jest jako pomysł dobre, problem leży w jego egzekwowaniu. Jak dotrzeć do wszystkich poszukiwanych danych w Internecie i jak je skutecznie zewsząd usunąć?
Jeśli założyłeś sobie profil na FB i chcesz go teraz usunąć – spróbuj. Fiasko.

W Norwegii już istnieje portal servisslettmeg.no, który udostępnia poradniki, konkretną pomoc oraz kontakty do osób odpowiedzialnych za przetwarzanie naszych danych, dając też wskazówki jak samemu usunąć dane lub do kogo się z tym zgłosić. W Polsce w biurze Głównego Inspektora Ochrony Danych Osobowych (GIODO) od niedawna także można uzyskać podobne informacje. Wg szefa GIODO dr. Wojciecha Rafała Wiewiórowskiego w pierwszych 4 miesiącach działalności serwisu wpłynęło 1478 zapytań.

Ponadto, rzeczywiście istnieje obawa, że nowe prawo do bycia zapomnianym mogłoby stworzyć coś w rodzaju instytucji „ministerstwa prawdy”, gdzie każdy użytkownik mógłby żądać usunięcia prawdziwych, lecz niewygodnych dla niego danych na własny temat. W niektórych krajach takie prawo już istnieje i obywatele próbują go dochodzić. Przykład z Niemiec: dwóch morderców, po odbyciu kary i wyjściu na wolność zażądało zatarcia faktu ich skazania od niemieckiej Wikipedii ( ich sprawa przed laty była bardzo szeroko komentowania, chodziło o zamordowanie tamtejszego celebryty). Po wyjściu z więzienia – z fatalnym PR w sieci nie mogli znaleźć pracy… Ich wniosek został uwzględniony – niemiecki sąd nakazał usunięcie dotyczącej ich noty z niemieckiej Wikipedii, w innych wersjach językowych dalej są mordercami…

W Parlamencie Europejskim nowy pakiet ochrony danych osobowych trafił do Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych (LIBE). Sprawozdawcą do Rozporządzenia został poseł Jan Albrecht z Partii Zielonych. Trwają prace, o których będę Państwa informować na bieżąco.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

więcej:

http://www.guardian.co.uk/technology/2012/oct/16/google-privacy-policies-eu-data-protection

http://www.spiegel.de/international/business/us-government-and-internet-giants-battle-eu-over-data-privacy-proposal-a-861773.html

 

Kontrowersyjny sukcesor podejrzanego o korupcję komisarza

Po pełnym niepewności tygodniu w oczekiwaniu na decyzję Parlamentu Europejskiego maltański kandydat na komisarza ds. zdrowia i ochrony konsumentów – Tonio Borg, może odetchnąć z ulgą.

Borg nominowany w trybie pilnym przez rząd maltański na zastępcę zdymisjonowanego partyjnego kolegi komisarza Johna Dallego* zyskał dzisiaj (21/11/2012) w głosowaniu tajnym poparcie 386 posłów, przy 281 głosach sprzeciwu oraz 28 wstrzymujących się. Jego kandydatura musi zostać jeszcze zatwierdzona przez Radę Europejską, z czym jak myślę nie będzie już problemu.

Procedura zatwierdzania nowego komisarza zaczyna się od tzw. przesłuchań w Parlamencie Europejskim w komisjach merytorycznie właściwych (Traktat o UE 246(2)), zatem w ub. tygodniu Tonio Borg przez 3 godziny odpowiadał na pytania posłów z Komisji Ochrony Środowiska, Rynku Wewnętrznego oraz Komisji Rolnictwa. Na posiedzeniu kandydat na komisarza był bardzo pewny siebie, właściwie robił nam uprzejmość słuchając pytań, odpowiadał jak mu było wygodnie, omijając dość dalekim łukiem niebezpieczne rafy. Borg, jako wieloletni parlamentarzysta, członek maltańskich rządów, wsławił się swoim nieprzejednanym stanowiskiem w sprawie dalszego zakazu rozwodów (do niedawna Malta była jedynym krajem UE, gdzie prawo nie zezwalało na rozwody), ksenofobicznymi wypowiedziami czy pielęgnacją wyznaniowości państwa. Nic dziwnego, że kandydat na europejskiego komisarza ds. zdrowia z takim rodowodem budził sprzeciwy posłów zasiadających w ławach lewicowych aż po liberałów. W tym i mój. Teraz pozostaje nam wierzyć w zapewnienia pana Borga, że jego osobiste poglądy nie będą kolidować z nowymi obowiązkami, jako komisarza.

Zobaczymy jak będzie wyglądało w jego wykonaniu respektowanie i promowanie praw wszystkich obywateli UE bez względu na ich płeć lub preferencje seksualne.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

* o sprawie pisałam na blogu

http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/10/skandal_w_komisji_europejskiej/1

http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/11/osobliwy_przypadek_johna_dalli/1

Bitwa o budżet

Walka o unijny budżet na lata 2014-2020 wkroczyła w decydującą fazę. Planowany na 22-23 listopada br. szczyt Rady Europejskiej poświęcony temu zagadnieniu będzie gorący…

Obecna Cypryjska Prezydencja w Radzie UE za swój priorytet uznała osiągnięcie do końca roku kompromisu w sprawie nowej perspektywy finansowej, jednakże przedstawiona przez Cypryjczyków propozycja nie spodobała się nikomu.

Bitwie o liczby towarzyszą ostre słowa, a nawet groźby wyrażane przez europejskich polityków. Brytyjski Premier David Cameron oznajmił na ostatnim październikowym szczycie, że Wielka Brytania zgłosi weto, jeśli wieloletnie ramy finansowe (WRF), będą godzić w interes brytyjskich podatników. Podejrzewam, że miał głównie na myśli zapowiadane cięcia unijnych dopłat dla brytyjskich arystokratów – obszarników*. Z przedstawionej propozycji z innych względów nie jest zadowolony także Parlament Europejski, który wykorzystując swoją niedawno nabytą władzę budżetową (poprzez traktat lizboński) również straszy jej zawetowaniem.

Negocjacje w sprawie wieloletnich ram finansowych są skomplikowane i budzą wiele emocji. Podobnie zresztą było przed ośmiu laty, gdy negocjowaliśmy budżet na lata 2007-2013. Wtedy nowa 10-tka państw, które dołączyły do Wspólnoty w 2004 r. dodatkowo nie miała doświadczenia w tego typu negocjacjach. Teraz jesteśmy bogatsi i to nie tylko o wyćwiczone praktyki.

Procedura ustalania następnych ram finansowych rozpoczęła się formalnie 29 czerwca 2011 r., kiedy to Komisja Europejska (KE) przedstawiła swoją propozycję 7-letniego budżetu UE. Punktem wyjścia był poziom obecnego wieloletniego budżetu (976 miliardów euro), po uwzględnieniu inflacji i minimalnego ok. 2% wzrostu – zaproponowano kwotę 1,025 mld euro. Odpowiadając na budżetowy vist Komisji, Parlament Europejski 23 października br. przegłosował raport, w którym uznał tę propozycję za absolutnie niewystarczającą do sfinansowania priorytetów UE.

29 października br. Cypryjska Prezydencja opublikowała tzw. „negotiating box”, prezentując po raz pierwszy ze strony Rady – konkretne liczby odnośnie budżetu na lata 2014-2020. Na dobry początek proponując cięcia rzędu 50 mld euro w porównaniu z propozycją KE. To rozwścieczyło Parlament, który po przeanalizowaniu dokumentu stwierdził, że niektóre programy wspierające szeroko rozumianą innowacyjność zaproponowano umieścić poza wieloletnimi ramami finansowymi (m.in. Galileo, czy ITER) – zatem proponowane cięcia w rzeczywistości wyniosą blisko 70 mld euro. Najbardziej nas dziwi, że cypryjskie „oszczędności” dotykają dziedzin powszechnie uznanych za priorytetowe dla stymulacji konkurencyjności, wzrostu gospodarczego i zatrudnienia w UE.

Dla Rady jednak propozycja cypryjska jest zbyt… hojna, Brytyjczycy chcą odchudzenia budżetu nawet 200 mld.

Nastroje są dość minorowe. Do tego dokłada się jeszcze kryzys, dotykający południe Unii. Gołym okiem widać, że polityka nadmiernego zaciskania pasa „zabija pacjenta”. Jeśli Grecja się nie podniesie z pomocą Unii, upadnie i to z poważnymi konsekwencjami dla całej Wspólnoty. Nadmierne cięcia nie pozwalają jej na gospodarczy wzrost. Największy kraj Unii – Niemcy próbują teraz grać rolę rozjemcy, ale jak dotąd ze słabym skutkiem. Próbując przełamać „bad image” euroskąpca kanclerz Niemiec – Angela Merkel przybyła 7. listopada br. do Parlamentu Europejskiego. Byliśmy bojowo nastawieni do najbardziej wpływowej kobiety świata, ale po jej wystąpieniu – nagrodziliśmy ją ponadpolitycznym aplauzem. Przeważyły konkrety, którymi Kanclerz przekonała większość parlamentarzystów.

Stanowczo potwierdziła, że strefa euro wymaga gruntownej naprawy. To nowość, żaden kraj strefy euro wcześniej nie chciał tego przyznać. Gdy rozmawiałam z „ojcem euro” Jacquesem Delorsem, który przez dwie kadencje był szefem Komisji Europejskiej, jego największym zmartwieniem było to, że połowa jego nowatorskiego projektu waluty euro – nie została przez kraje członkowskie przyjęta. Ta część, która dzisiaj powoduje najwięcej problemów i wywołuje najwięcej emocji. Brak wspólnotowej kontroli nad budżetami narodowymi, powodującej nadmierne deficyty, zbyt rozbuchane poziomy długów publicznych i brak jakichkolwiek sankcji nieprzestrzegania przez państwa członkowskie tzw. kryteriów z Maastricht. Teraz, w głębokim kryzysie strefa euro przyznaje Delorsowi rację. Późno, ale jeszcze z szansą na uzdrowienie…
Naprawa euro nie będzie bezbolesna i wymaga zmian traktatowych. Ogólnie mówiąc ściślejszej integracji całej Unii, nie tylko tej ze wspólną walutą. To na pewno nie spodoba się za kanałem La Manche.

Wracając jednak do negocjacji budżetowych i groźby weta Brytyjczyków, jeśli nie uda się najpóźniej do połowy 2013 r. osiągnąć porozumienia w kwestii WRM 2014-2020, Unia zacznie funkcjonować w oparciu o tzw. prowizorium budżetowe kalkulowane, jako poziom z ostatniego roku bieżącej perspektywy 2007-2013 powiększony o 2% stopę inflacji. Co to oznacza?

Dla blokującej negocjacje Wielkiej Brytanii – utratę cennego rabatu, z którego korzystają od czasu wejścia do Unii (w 2011 r. wyniósł on 3,5 mld euro na 11,2 mld składki), dla pozostałych członków – skomplikowaną coroczną procedurę budżetową, na którą nikt nie ma ochoty i do tego brak możliwości realizacji wieloletnich projektów. Negocjatorem od stycznia 2013 r. będą przejmujący Prezydencję w Radzie – Irlandczycy, trudno przewidzieć na ile ich historyczne relacje z Brytyjczykami pomogą, czy zaszkodzą w negocjacjach budżetowych…?

Brak wieloletniego budżetu dla wszystkich będzie tak samo niewygodny i wierzę, że to skłoni do szukania kompromisu za wszelką cenę. Poziomu budżetu, który dla Wspólnoty będzie jeszcze do zaakceptowania, a dla Premiera Camerona stanie się dowodem jego siły i zwycięstwa docenionego w Izbie Gmin.

Jeśli chodzi o udział Polski w negocjacjach budżetowych, rząd zapowiedział, że będzie zabiegać o uzyskanie na lata 2014-2020 kwoty 300 mld PLN. Mam nadzieję, że tylko w polityce spójności, bowiem obecny poziom wszystkich środków, jakie pozyskujemy z Unii wynosi grubo ponad 400 mld PLN **, zatem raczej należałoby starać się o więcej niż mniej.

Trzymam kciuki za listopadowy szczyt, bowiem brak porozumienia byłby kolejnym złym sygnałem dla zagranicznych inwestorów i rynków, co wpłynęłoby niekorzystnie na życie unijnych obywateli, np. na ich raty kredytu.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

*więcej : http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer
** polecam zabawny filmik o eurofunduszach

 

Ziołowo – tęczowe pokłosie wyborów w USA

Wybory prezydenckie w USA w kilku stanach wykorzystano także do wypowiedzenia się obywateli w referendach w sprawie legalizacji marihuany i małżeństw homoseksualnych.

6. listopada br. w Colorado 53.37% mieszkańców opowiedziało się za zrównaniem statusu marihuany i alkoholu. Gdy nowe prawo zwane Amendment 64 wejdzie w życie, władze Kolorado opodatkują „trawkę” i będzie można ją sprzedawać w specjalnych punktach wszystkim obywatelom powyżej 21 roku życia. Ponadto, będą oni mogli posiadać do 1 uncji suszu (ok. 27g) i hodować indywidualnie do 6 krzaków konopi na własny użytek. Trzeba przyznać, że to bardzo liberalna propozycja. Nawet holenderskie prawo nie idzie tak daleko, ograniczając sprzedaż do pięciu gramów marihuany i nie zezwalając na jej uprawę.

Badania przeprowadzone przez Colorado Center on Law and Policy twierdzą, że legalizacja marihuany przyniesie w tym stanie 120 milionów dolarów rocznie w postaci zysków z akcyzy. Dodatkowo nowe prawo ma zalegalizować uprawę tzw. konopi przemysłowych (nie mających właściwości psychoaktywnych), których włókna uchodzą za najmocniejsze w naturze i mogą mieć wiele możliwych zastosowań – ich masowa uprawa stworzy wiele nowych miejsc pracy.

Poza Colorado w referendum za legalizacją marihuany opowiedział się także stan Waszyngton. W Massachusetts obywatele chcą legalizacji marihuany do celów medycznych, tym samym staną się 19 stanem Ameryki, gdzie „trawkę” będzie można kupić na receptę. Stany Oregon i Arkansas odrzuciły podobną inicjatywę.

Teraz należy czekać na reakcję władz federalnych, które nie są jeszcze do końca przekonane do tego, by zakończyć całkowitą prohibicję marihuany, która jak zauważyli obywatele nie prowadzi do wychodzenia z uzależnień, ale produkuje masowo “użytkowników – kryminalistów” – nabijając przy okazji kasę mafii. O stanowiskach różnych krajów odnośnie walki z mafią narkotykową pisałam na moim blogu już wielokrotnie*.

6 listopada 2012 roku, wyborcy w Maine i Maryland w referendach wyrazili także swoją wolę w kwestii małżeństw homoseksualnych, które będą legalne w tych stanach. Podobnie jak w stanie Washington, gdzie oficjalne wyniki referendum nie zostały jeszcze ogłoszone, ale prognozy wydają się to potwierdzać.

Przypomnę, że w siedmiu stanach już takie prawo funkcjonuje: Connecticut (2008), Iowa (2009), Massachusetts (2008), New Hampshire (2010), District of Columbia (2009), Vermont (2009) i Nowym Jorku (2011). Ponadto Rhode Island uznaje małżeństwa tej samej płci zawarte w innych jurysdykcjach, a California (gdzie udzielano małżeństw parom jednopłciowym w 2008 r.) uznaje je warunkowo.

W Unii Europejskiej w zamężne pary homoseksualne stanowią : 2.5% małżeństw w Belgii, 2% w Holandii, 1.8 % w Hiszpanii, 4 % we Francji (związki partnerskie, obecnie trwają przygotowania do legalizacji małżeństw). Wg statystyk są to najtrwalsze małżeństwa, z najmniejszym odsetkiem rozwodów….

Z pozdrowieniami z Brukseli
Lidia Geringer de Oedenberg

* ostatni wpis http://www.tokfm.pl/blogi/lidia-geringer/2012/11/demokracja_a_marihuana/2

Więcej na temat:

http://www.washingtonpost.com/blogs/election-2012/wp/2012/11/07/washington-approves-marijuana-legalization/

http://www.trueactivist.com/colorado-legalizes-recreational-marijuana-and-industrial-hemp/

 

Zaproszenie

 

ZAPROSZENIE

Wrocławski Oddział Instytutu Badań Naukowych im. gen. Edwina Rozłubirskiego, Zarząd Dolnośląski Związku Weteranów i Rezerwistów Wojska Polskiego oraz Klub 4. Regionalnej Bazy Logistycznej

Zapraszają do udziału w spotkaniu:

NIE TYLKO ŻOŁNIERSKIE WSPOMNIENIA …

które odbędzie się 23 listopada 2012 roku w Klubie 4. Regionalnej Bazy Logistycznej we Wrocławiu, ul. Pretficza 24 o godz. 14.00

PROGRAM SPOTKANIA

  • Otwarcie i prowadzenie spotkania – płk dr Andrzej Kotliński;

  • Wystąpienie Wicemarszałka Województwa Dolnośląskiego Radosława Mołonia;

  • Występ artystyczny Laureatki Dolnośląskiej Ligi Talentów;

  • Pokaz filmu “Mój pierwszy dzień” /twórcy filmu: Witold Świętnicki, Katarzyna Dyner/;

  • Dyskusja – wspomnienia i refleksje z pierwszych lat powojennych we Wrocławiu.

  • Występ artystyczny Laureatki Dolnośląskiej Ligi Talentów na zakończenie spotkania

 

Osobliwy przypadek Johna Dalli

Po niedawnej kontrowersyjnej rezygnacji maltańskiego Komisarza Johna Dalli, która nastąpiła w ślad za wynikami raportu unijnego urzędu antykorupcyjnego OLAF, Parlament Europejski zdecydował (26 października br.), by formalnie poprosić Przewodniczącego Komisji J. M. Barroso o dostarczenie dodatkowych informacji na temat okoliczności odejścia Komisarza.

Jak donoszą media, J. Dalli miał mieć kontakty z maltańskim przedsiębiorcą, byłym wiceburmistrzem Sliemy – Silvio Zammit’em, który to wg OLAFu, proponował Swedish Match – wiodącemu producentowi tzw. bezdymnego wyrobu tytoniowego – snusu, pomoc w legalizacji produktu w UE. Usługę swą wycenił na € 60 mln euro.

Parlament Europejski zażyczył sobie dostępu do raportu OLAFu, sporządzonego po wniesionej skardze na Komisarza przez… Swedish Match.

Choć OLAF nie stwierdził żadnych wiążących dowodów na bezpośredni udział w sprawie J. Dalli, ten ostatni 16 października zrezygnował z funkcji. Następnego dnia jednakże były już komisarz stwierdził, że jego rezygnacja nie miała charakteru dobrowolnego – sugerując ponadto, iż jego odejście było związane z intrygą uknutą przez przemysł tytoniowy.

W konferencji prasowej 24 października br. Dalli oświadczył, że jest gotów zaskarżyć zarówno wymuszoną „prośbę” Barroso o podanie się do dymisji, jak zawartość raportu OLAFu.

Pomimo różnych apeli ze strony europosłów, międzynarodowych mediów oraz samego zainteresowanego, raport z dochodzenia nie został jeszcze opublikowany. Dyrektor generalny OLAFu, Giovanni Kessler stwierdził, że urząd nie jest odpowiedzialny za publikację sprawozdania, ale nie będzie się też sprzeciwiać upublicznieniu jego treści, jeśli takie będzie życzenie… maltańskich władz.

Rezygnacja Dalli zbiega się w dziwny sposób z przeglądem dyrektywy 2001/37/WE w sprawie wyrobów tytoniowych. Dyrektywa proponuje umieścić szereg ograniczeń w odniesieniu do opakowań papierosów i zaostrzyć przepisy dotyczące stosowania środków aromatyzujących w tytoniu, z uwzględnieniem takich produktów jak snus.

Snus to popularny w krajach skandynawskich – mały woreczek z suszonym, aromatyzowanym tytoniem, który umieszcza się pod górną wargą i w ten sposób „wysysa”. Chociaż w UE ze względu na szkodliwość zakazano jego sprzedaży w 1992 r., Szwecja z ponad 20% populacji używającej snusu, wynegocjowała przystępując do UE w 1995 roku – odstępstwo od tego zakazu, uzyskując pozwolenie na jego sprzedaż na własnym terytorium.

Mimo, że nowa dyrektywa nie byłaby bezpośrednio wymierzona w ograniczenie przyznanego Szwecji odstępstwa, miałaby jednakże wpływ na zakaz stosowania środków aromatyzujących w tytoniu, zawartych także w snusie, co kosztowałoby przemysł tytoniowy, zwłaszcza w Szwecji, miliony euro.

W wywiadzie udzielonym jednej z maltańskich gazet, J. Dalli wyraził obawy odnośnie przyszłości tej dyrektywy, twierdząc, że nawet przy szybkiej nominacji jego następcy z Malty, opóźnienia w jej przeglądzie mogą wykroczyć poza obecną kadencję Komisji, o co mogło chodzić w przygotowanym przeciw niemu „spisku”…

Wbrew wcześniejszym spekulacjom, Malta nie poczeka do nowych wyborów parlamentarnych i nowego rządu (sondaże wskazują na zmianę warty) – z nominacją nowego Komisarza. Odchodząca ekipa woli mieć swojego człowieka w Komisji. Najprawdopodobniej przesłuchanie następcy Dalli, Tonio Borga odbędzie się w Parlamencie Europejskim 13 listopada br. Po czym jego kandydatura zostanie poddana pod głosowanie podczas listopadowej sesji plenarnej.

Możliwe, że dziwne okoliczności prowadzące do rezygnacji J. Dalli, to czysty przypadek, a może coś więcej.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

Więcej informacji na temat snusu na stronie Światowej Organizacji Zdrowia:

http://www.who.int/tobacco/sactob/recommendations/en/smokeless_en.pdf

 

Demokracja a marihuana

Esencją demokracji jest możliwość decydowania przez społeczeństwo o zmianach w prawie. Rozwiązywanie wyjątkowo spornych spraw powinno odbywać się poprzez referenda.

 

Z tego założenia wychodzą też władze niektórych stanów w USA. Już jutro tj. 6 listopada w Colorado i Washington odbędą się referenda w sprawie legalizacji marihuany*. Warto też przypomnieć, iż w obu stanach marihuana jest już legalna do medycznego użytku, a także w niektórych lokalnych hrabstwach zdepenalizowana w przypadku użycia rekreacyjnego.  

 

Jak twierdzi Ethan Nadelman z fundacji Drug Policy Alliance oba referenda są niezwykle ważne, a ich wynik może zachęcić inne stany do zmiany polityki narkotykowej.

 

Grupom zajmującym się promocją referendów udało się zebrać ponad milion dolarów w Colorado i kilkaset tysięcy dolarów w stanie Washington. Większość środków przeznaczona została na emisję spotów reklamowych zachęcających do dyskusji na temat problemu narkotyków:

 

http://www.youtube.com/watch?v=rCVc_kLfjMg&feature=player_embedded

 

Zwolennicy legalizacji „trawki” liczą też, że zaplanowane referendum na ten sam dzień co wybory prezydenckie zwiększy frekwencję wyborczą. Prywatne firmy zajmujące się sondażami twierdzą, że większość mieszkańców Colorado opowiada się za zrównaniem statusu marihuany i alkoholu – jednak w tym miejscu mainstream’owe media polecają być bardziej ostrożnym w przewidywaniu wyników, które poznamy najprawdopodobniej już jutro…

 

Z pozdrowieniami z Brukseli


Lidia Geringer de Oedenberg

 

*http://abcnews.go.com/blogs/politics/2012/06/marijuana-legalizers-turn-to-colorado-washington-in-2012/

Bezpieczeństwo w sieci w niebezpieczeństwie

czyli tym razem eurogrecki skandal…

W strukturach Unijnych funkcjonują 32 Agencje wspólnotowe oraz trzy kontrolujące wspólnotową politykę bezpieczeństwa i obrony. Ich działalność musi być równie transparentna jak działania Komisji, Rady, czy Parlamentu Europejskiego, dlatego też rzadko słyszymy o skandalach podobnych do opisanego nie tak dawno przez popularny w europarlamentarnych kręgach tygodnik New Europe (wydanie 7-13.10.12).

Pod lupą znalazła się mająca swoją siedzibę w Grecji – Europejska Agencja ds. Bezpieczeństwa Sieci i Informacji – ENISA, której główny księgowy, w ramach swoich kompetencji – zgłosiwszy zaobserwowane przez siebie nieprawidłowości finansowe w agencji – został zwolniony ze stanowiska…

Rozczarowany reakcją na własną sumienność, skierował sprawę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości ETS , który po jej zbadaniu stwierdził, że zwolnienie było niezgodne z prawem i tym samym uchylił wszystkie decyzje odnoszące się do dymisji księgowego, nakazując ENISA pokrycie wszelkich kosztów prawnych.

Nie był to pierwszy raz, kiedy ENISA miała do czynienia z ETS. Niedawno Europejski Inspektor Ochrony Danych poinformował, że ENISA naruszyła regulamin ochrony danych osobowych. Jest to bardzo poważny zarzut dla agencji, która odpowiada za bezpieczeństwo sieci i informacji. Powszechne zdziwienie wzbudziła reakcja agencji, która zamiast poprawić przestrzeganie rozporządzenia dotyczącego ochrony danych, pozwała Inspektora za wydanie takiego raportu. Sprawa ENISA jest szczególnie szeroko relacjonowana w greckich mediach, które wykorzystują ten przypadek, aby wytykać błędy „skąpej” i zbiurokratyzowanej Unii, której ofiarami padają niewinni Grecy.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego

Lidia Geringer de Oedenberg

Wiecej: http://www.neurope.eu/article/enisa-when-greece-do-greeks-dohttp://europa.eu/agencies/index_pl.htm

Skandal w Komisji Europejskiej

Maltański komisarz John Dalli podał się do dymisji. Przyczyną było prowadzone przez OLAF (Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych) śledztwo wszczęte w związku ze skargą złożoną w maju br. przez producenta tytoniu Swedish Match*.

Wg skarżącego pewien maltański przedsiębiorca oferował firmie w zamian za korzyści finansowe, możliwość wpłynięcia na przyszłą legislację (związaną z produktami tytoniowymi) powołując się na bliskie kontakty z komisarzem Dallim. Komisja Europejska (KE) zwróciła się o zbadanie sprawy do OLAF-u, który przedstawił swój raport 15 października br.

Maltański przedsiębiorca faktycznie nawiązał kontakt ze Swedish Match, oferta również została złożona, nie doszło jednak do żadnej transakcji finansowej między firmą a przedsiębiorcą. OLAF nie doszukał się bezpośredniego udziału w sprawie komisarza, ale stwierdził, że ten… wiedział o całej sytuacji.

Dalli zaprzeczając jakiemukolwiek swojemu udziałowi w tej sprawie, dostał od Przewodniczącego Komisji Europejskiej José Manuela Barroso 30 min. na zastanowienie…
Nazajutrz ogłosił swoją rezygnację. Barroso scedował tymczasowo portfolio Dalliego na wiceprzewodniczącego KE, Marosa Sefcovica – do momentu powołania nowego komisarza z Malty. Kiedy to nastąpi nikt nie wie. Najprawdopodobniej trzeba będzie poczekać na wybory na Malcie, które wyłonią nowy rząd. Daty konkretnej nie ma, wiadomo tylko, że oficjalna informacja o wyborach musi zostać ogłoszona na 6 tygodni przed końcem marca 2013 r.

Komisja Europejska miała już kłopoty z zarzutami korupcji względem jednego z komisarzy, co skończyło się odwołaniem całej Komisji…

Eith Cresson pełniąca funkcję unijnej komisarz ds. badań i nauki (1995-99), oskarżona została o nepotyzm i nieprawidłowe wydatkowanie unijnych funduszy. Wcześniej znana, jako pierwsza kobieta na stanowisku premiera Francji (od maja 1991 do kwietnia 1992 r.) teraz kojarzy się z aferą, która przyczyniła się do ustąpienia w niesławie całej Komisji Europejskiej pod przewodnictwem Jacques’a Santera.

Sprawę przeciwko Cresson wniosła w 2004 r. sama Komisja Europejska. Trybunał Sprawiedliwości potwierdził w 2006 r., że komisarz dopuściła się poważnego naruszenia zatrudniając w 1995 r. na stanowisku eksperta naukowego – swojego znajomego dentystę Rene Berthelota, który w ciągu dwóch i pół roku dobrze płatnej pracy napisał raptem 24 strony „ekspertyz”.

Były Komisarz Dalli w wywiadzie dla France 2 (25.10.12) zaznaczył, że pracował właśnie nad bardzo restrykcyjną dyrektywą „nikotynową” dając do zrozumienia, że komuś to się nie podobało…
Tym niemniej Dalli rezygnując i nie przyznając się do winy – oszczędził całą Komisję…

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg

*Więcej – http://www.europeanvoice.com/article/2012/october/john-dalli-resigns/75389.aspx

 

Traktatowy kosztowny absurd

Nowy budynek dla 3000 urzędników Parlamentu Europejskiego (PE) w Luksemburgu za 804 mln euro to zdaniem sekretariatu – tanio, a dokładniej taniej niż go nie budować. Brzmi paradoksalnie…?

Jak wyliczono, bieżące remonty pięciu wynajmowanych obecnie biurowców, opłaty za czynsz, do tego poniesione już koszty projektu nowego budynku (KAD) i ewentualne kary za zerwanie umów – będą kosztować więcej niż budowa nowego gmachu. Koszt zaniechania budowy oblicza się na poziomie ponad 1,1 mld euro (liczone w perspektywie przyszłych 20 lat), wychodzi na to, że wydać te 804 miliony to oszczędność.

Niedawno okazało się, że PE będzie też inwestorem i deweloperem, którym nigdy wcześniej nie był, gdyż dotąd kupował budynki lub je wynajmował. W pierwszym przetargu nie wpłynęła żadna oferta finansowania ze strony banków komercyjnych. Żadne z przedsiębiorstw budowlanych nie było w stanie podać ceny dla ogółu prac, a zakładane przez nich koszty były od 10 do 70% wyższe od wyjściowego budżetu Parlamentu.

Mam poważne obawy, co do budowlanego debiutu mojej Instytucji. To oznacza też wzięcie na barki ryzyka zmienności cen, odpowiedzialność za ewentualne wypadki na budowie, czy wady konstrukcyjne. A tych ostatnich potrafią być tysiące…

W strasburskim budynku oddanym do użytku w 1999 r. – wykryto 10 tys. wad. Do tego w 2008 r. zawalił się sufit w sali plenarnej, w 2009 kolejna jego część w holu przed salą. Do dzisiaj sufity w tej części kompleksu są zabezpieczone siatkami, aby nic nam dalej na głowę nie spadało. Za te wady odpowiada ówczesny inwestor, któremu PE wytoczył już 50 spraw sądowych. W przypadku budowy KAD to przeciw sobie Instytucja będzie wytaczała działa. Dlatego potrzebna jest armia prawników…

Planowana powierzchnia KAD – 160 000 m2.
Termin oddania do użytku – 2016.
Obecnie nasi urzędnicy pracują w Luksemburgu 6 budynkach – rozproszeni, nowy gmach ma ich zjednoczyć. Faktem jest, są bardzo rozproszeni – bo Instytucja pracuje w Brukseli, czasem w Strasburgu a oni w Luksemburgu.

W 2010 roku odbyli zatem 33 200 delegacji pomiędzy trzema miejscami pracy PE.  Każdego dnia otrzymując delegacyjne diety, dodatki za „rozłąki”. Parlament płaci za ich nieustające podróże i zakwaterowanie. Łączne koszty z tym związane wynoszą rocznie ok. 29 mln euro.

Pierwotnie Luksemburg miał być bazą dla pracowników związanych z tłumaczeniami i administracją niewymagającą bliskości Instytucji, w praktyce jednak wielu z nich  ciągle podróżuje pomiędzy Luksemburgiem, Brukselą i Strasburgiem. W związku z tym muszą mieć też po trzy w pełni wyposażone gabinety. Jeśli budynek KAD powstanie, jeszcze trudniej będzie zbliżyć urzędników do instytucji.

Fakty są następujące: obecnie Parlament Europejski pracuje w trzech miejscach, w trzech różnych krajach UE. Urzędnicy parlamentarni są podzieleni między Brukselą i Luksemburgiem (po ok. 2500). Garstka pracowników na stałe pracuje w Strasburgu, dbając o budynek, który używamy 4 dni w miesiącu…

Zgodnie z traktatami, decyzja w sprawie siedziby Parlamentu Europejskiego nie należy do nas – posłów, lecz do rządów krajowych, czyli Rady. My narzekamy na marnotrawstwo pieniędzy i czasu, Rada nie słucha, bo ma niezrozumiałe dziś dla nas i obywateli – zobowiązania polityczne.

Otóż, w Edynburgu w grudniu 1992 r., na szczycie w czasie brytyjskiej prezydencji (pod przewodnictwem konserwatywnego Johna Majora) podjęto decyzję „o lokalizacji instytucji i niektórych organów i służb Wspólnot Europejskich” Dz.U. C-341 23/12/1992, którą później włączono do protokołu dołączonego do Traktatu Amsterdamskiego. Dokument stanowi, iż „Parlament Europejski ma swą siedzibę w Strasburgu, gdzie odbywa się dwanaście miesięcznych sesji plenarnych (…). Komisje Parlamentu Europejskiego obradują w Brukseli, zaś urzędnicy, czyli Sekretariat Generalny Parlamentu Europejskiego i jego służby pracują w Luksemburgu.”
Tekst ten można odnaleźć obecnie w protokole 6. Traktatu z Lizbony.

Luksemburg mimo braku oficjalnej działalności parlamentarnej – otrzymał prawo do siedziby dla sekretariatu Parlamentu. Z czasem okazało się, że część urzędników po prostu musi na stałe pracować w Brukseli (wydaje się to dość normalne, skoro tam jest instytucja) i próbowano ich nawet umieścić tamże – to nie spodobało się jednak rządowi Luksemburga, który ostro przeciwstawił się „ulatnianiu się” eurourzędników. W 2000 r. doszło do specjalnego porozumienia między rządem Luksemburga a Parlamentem, w którym Luksemburg pozwolił PE na przeniesienie części pracowników do Brukseli, w zamian za gwarantowanie utrzymania przynajmniej 50% z nich w Luksemburgu, czyli minimalnie 2060 osób! Dobrze wynagradzani euromieszkańcy są dla nich prawdziwym źródłem dochodów…
Na marginesie dodam, że w Luksemburgu jest także Europejski Trybunał Sprawiedliwości i Europejski Trybunał Obrachunkowy, zatem państwo za bardzo by się jednak nie wyludniło, gdyby reszta parlamentarnego sekretariatu powędrowała do Brukseli.

Posłowie do PE podejmowali już wiele inicjatyw, aby nasza Instytucja miała jedną siedzibę. Jak dotąd próby te nie wiodły się, ponieważ nie było większości poparcia dla nich w samym Parlamencie a i traktaty stały na przeszkodzie. Nawet petycja ds. jednego miejsca dla PE, pod którą w 2006 r. podpisało się ponad milion obywateli UE nie zrobiła wrażenia na Radzie.

W marcu br. złożyłam poprawki do raportu ws. budżetu na 2013 rok, w których zwróciłam uwagę na tę instytucjonalną rozrzutność. Ku mojemu zaskoczeniu poprawki przyjęto znaczną większością. W ślad za nimi poszły kolejne, zdobywające coraz większe poparcie.
Udało się też „okroić” budynek KAD o 7 500 m2.W międzyczasie powstała nieformalna grupa walcząca o jedną siedzibę, w której aktywnie działam. 23 października br. ostatecznie – odnieśliśmy wielkie zwycięstwo. Nasze wspólne poprawki uzyskały przytłaczające poparcie i mandat do dalszych negocjacji z Radą. Nawet wyznaczyliśmy termin Radzie, by opracowała kalendarz adekwatnych zmian traktatowych. Ponad 500 posłów poparło szereg ważnych zapisów dotyczących przyszłych wydatków i oszczędności, jakie możemy uzyskać mając tylko jedną siedzibę. Szacuje się, że do 20 % budżetu PE można byłoby wydać na inne cele, np. na niedofinansowany program Erasmus.

Tak jak jestem entuzjastką samej integracji, tak nie mogę zrozumieć uporu rządów, mających pełne usta oszczędności i cięć, a zmuszających tysiące urzędników (także z Komisji Europejskiej i Rady) do kosztownych i bezsensownych wędrówek.

Z pozdrowieniami z Parlamentu Europejskiego
Lidia Geringer de Oedenberg