Z głębokim żalem zawiadamiamy, że dnia 4 grudnia 2013 roku zmarł nasz ukochany Mąż, Tato, Dziadzio i Pradziadzio

Ś.P. płk Antoni Chojcan.

Ceremonia pogrzebowa rozpocznie się Mszą Świętą w kaplicy na cmentarzu Grabiszyńskim dnia 9 grudnia 2013 roku o godz. 12.00. Bezpośrednio po mszy nastąpi uroczyste odprowadzenie Zmarłego na miejsce wiecznego spoczynku.

Pogrążona w smutku Rodzina

Czwarta Prawda

Uprzejmie zapraszam w dniu 3 grudnia 2013 o godz. 17.30 do Klubu 4 RBL przy ul. Pretficza we Wrocławiu na kolejne otwarte spotkanie autorskie z panią Marią Berny, wrocławską działaczką kulturalną oraz byłą senator III i V kadencji Senatu RP. Spotkanie poświęcone będzie promocji kolejnego – drugiego już po wydanej w 2011 r. „Wieży radości” – tomu wspomnień „Czwarta prawda, wspomnienia nie tylko polityczne”.

Tym razem będą to wspomnienia o ludziach i sprawach, oparte o dzienniki i refleksje z czasów pełnienia mandatów w Senacie i działalności w dolnośląskim sejmiku wojewódzkim. Na spotkaniu będzie można nabyć książkę i uzyskać dedykację autorki.

Andrzej Celiński o książce:

PERŁY W KALENDARZU

To jest trudna książka. Nie dla miłośników i nie dla wrogów. Prawdziwa. Napisana z bardzo osobistej perspektywy. Autorka, na przykład, nie lubi Krzysztofa Kozłowskiego. Kolegę z senatu. Nie pisze jednak dlaczego. Po prostu go nie lubi. Dla mnie Krzysztof Kozłowski, z jego obrazem tygodnia w Tygodniku Powszechnym przez dziesięciolecia wyznaczającym standardy omijania cenzury, to jeden z najwybitniejszych Polaków drugiego półwiecza XX wieku i tych kilku lat XXI wieku.

Ale Maria pisze też: „Na starość czuję się adorowana. Jest oczywistą prawdą, że kobieta nie jest tak stara,  żeby nie doceniać uroku młodego, przystojnego mężczyzny u swego boku. Za tym nie musi się nic kryć. Nie jest to nawet związane z erotycznymi potrzebami….” . Który z nas, mężczyzn, coś takiego napisał? Szczerość jest pięknem tej książki. Ma swoją cenę. Maria Berny ją płaci.

Najpierw trochę przynudza. Kalendarz, z którego nic co istotne nie wynika. Spotkała się z tym, z tamtym. Była tu i tam. Dla badacza ważne źródło. Ale treść dla czytelników pozostaje nie odkryta.

Od 116 strony ciekawie. Warto wtedy wrócić do początku. Bo ten kalendarz to wejście w nastrój. Tylko, czy wszyscy czytelnicy będą cierpliwie iść po nagrodę?

Kilka pereł.

Ocena Pawlaka. Przesilenie styczeń/luty 1995 (po aferze z Milczanowskim, odejściu premiera Oleksego). Wszystko (a jest tego sporo) o wybitnym przywódcy polskiej lewicy, niejakim Jarzembowskim, szefie senackiego klubu SLD. Cudowne. Niekoniunkturalne. To przecież jej środowisko.

Berny nic nie pisze o swoim prawdziwym senatorskim dokonaniu. Kto o nim wie, może się domyślać z „międzywierszów”. Wprost napisanego jednego zdania nie znajdzie. O wrocławskich klinikach. Byłem. Dech zapiera. Przyczyniła się bardzo. Ciekawe, dlaczego nie pisze. Nie jestem psychologiem. Jej jednak bardziej niż to, co sama zrobiła imponują funkcje kolegów. Dystansuje się od polityki. A może to jest właśnie polityka? Tyle, że już mało kto pamięta i wierzy, że jej najważniejszym celem jest służyć ludziom. Berny, to wiemy z innych źródeł niż ta książka, przede wszystkim służyła ludziom. Wszędzie tam gdzie była. Została wybrana we Wrocławiu do senatu, to jako senator służyła Dolnemu Śląskowi.

Pisze dużo o Wieliczce. Żadnej sprawie nie poświęca więcej miejsca. Nie od początku chyba wie, jak ważne jest to, o czym pisze. Czytając miałem wrażenie, że zaczęło się od przypadku, chociaż nic nie jest w naszym życiu do końca przypadkiem. Szczerze relacjonuje jak bardzo Wieliczka staje się ważna w jej pracy. Jest sprawcza. Jak nikt inny chyba. Metoda pisania tak po prostu, bez ozdobników, bez cenzury, kronikarsko – sprawdza się.

Maria lubi swój senatorski mandat. Czasem pisze rzeczy, z którymi nie sposób się zgodzić. Z mojej perspektywy patrząc. Jest tu ta piekielna granica przedzielającą tych, którzy akceptowali PRL, jak Maria Berny i tych, którzy byli „od urodzenia” w opozycji. Nie można jednak mieć wątpliwości, że Maria zapisuje dokładnie to, co widziała, co słyszała i co myślała, kiedy opisywane rzeczy się działy. Nie ma też jakiejkolwiek wątpliwości, że nie stawiała się kiedykolwiek przed sprawami, o które zabiegała. A zabiegać o dobre sprawy, jak widać, potrafiła.